czwartek, 4 lutego 2016

Rozdział 20

- Nagato! – Pierwsza zareagowała Ayame, która podbiegła do siedzącego na ziemi chłopaka. Z jego brwi ściekała stróżka krwi.
- Ayame? – Spojrzał na nią przyćmionym wzrokiem, po czym podążył do wejścia, gdzie zobaczył swoją młodszą siostrę.
Sakura gdy tylko zobaczyła Danzo chciała uciec, schować się przed jego wzrokiem. Jednak nie mogła, nie teraz. Kiwnęła do brata i ruszyła przed siebie, mijając obojętnie całą grupę jej przyjaciół. Stanęła między nimi, a Danzo jakby chciała ich przed nim uchronić.
Sasuke patrzył na nią oniemiały. Niby była taka sama jak we śnie, jednak wydawała się chudsza, pomimo kurtki zimowej, którą miała na sobie.
- Jesteś żenujący, Danzo. Jak chciałeś się ze mną spotkać, wystarczyło zadzwonić, a nie mieszać w to obcych, niewinnych ludzi. – Jej głos był zimny jak lód. Nie mogła sobie pozwolić ja jakiekolwiek uczucia w tej chwili. Najmniejszy ruch może ją zdradzić.
-Obcych? – Przetoczył śmiejąc się w głos. – Kogo próbujesz oszukać Sakuro? Mnie? Siebie? A może ich? – Machał palcem pomiędzy nimi. – Mój informator mówił coś zupełnie innego. - Prychnęła.
- To lepiej zatrudnij nowego, bo obecny jest przestarzały. – Nie dała się łatwo wyprowadzić z równowagi. – Kiedyś się zadawaliśmy, chodziliśmy do jednej klasy. – wzruszyła ramionami nadal patrząc na mężczyznę.
- Och, jestem przekonany, że ten jest idealny. Mam stuprocentową pewność, że ci na nich zależy. Jeśli nie informator, to, na przykład, jesteś tu. Weszłabyś do jaskini lwa dla obcych ci osób? – Podniósł kpiąco brew.
- Tu jest mój brat. – Twardo się broniła.
- I tylko dla niego? Nie. Ty jesteś na to zbyt bystra, Sakuro. Doskonale wiedziałaś, że to na ciebie czekam. Jakby tu chodziło tylko o twojego brata to poczekałabyś lub sprowadziła wsparcie. Jednak niczego takiego nie widzę. Zgodnie z danymi mojego informatora, zostawiłaś tych tutaj, by ich przede mną bronić. Trochę smutne, że musiałaś ich wszystkich zranić. Jakże szlachetnie. – Zaśmiał się zimno i popatrzył na nią zwycięskim wzrokiem. Wszystko wiedział. Wszystkiego już się domyślił.
- Sakura… – Shikamaru chciał się do niej zbliżyć jednak przerwała mu.
- Stul pysk! – Zaciskała mocno pięści. Spojrzała na nich z zawodem. – To przez was tu jesteśmy! Nie mogliście mnie znienawidzić?! Mieliście tylko mnie olać, o nic więcej się nie starałam! Mieliście być tylko bezpieczni…!
- Jak słodko. –Czarnowłosy zarechotał. – Ale to nie twoja wina…. Nie, jednak twoja. Zaufałaś złym osobom. – Rozciągnął się. Jakby w ogóle nie czuł się zagrożony. – Po prostu moi ludzie są mi bezgranicznie oddani… Jak rodzina. A teraz, jeśli pozwolisz, przedstawię ci jednego… - Nie skończył tego zdania, a ona już wiedziała. Wszystkie fakty zaczęły się łączyć.
- Sai! Nie…! – Gdy się obróciła, było za późno. Jednocześnie z jej krzykiem wydobył się pisk Ino, a teraz stała blada. Sai stał za nią i do jej szyi przykładał nóż. Ostry nóż. Jego mina była nieugięta, tylko Sakura widziała w jego oczach zagubienie.
- S-Sai…? – Wyjąkała Ino, próbując się wyrwać, jednak czarnowłosy wzmocnił tylko uścisk.
- Niech nikt się nie rusza, bo poderżnę jej gardło. – Był bledszy niż zwykle, jednak nadal krył się za maską. Różowowłosa wyciągnęła do niego powoli rękę.
- Nie rób tego. – Mruknęła cicho, przybierając w głosie miękką nutę. Mogła użyć mocy, jednak, ani nie była stu procentowo pewna, że przez przypadek nie zrani Ino, a nawet jeśli nie chciała. Pragnęła, by to Sai, sam z siebie wybrał swoją drogę.
- Zamknij się. – Warknął. – Ani kroku. – Przełknął ślinę.
- Nie musisz tego robić. – Nie poddawała się. Rozesłała po wszystkich porozumiewawcze spojrzenia. Mieli się nie ruszać. – Sai, to nie rodzina…
- Ależ tak. Jesteśmy rodziną. – Danzo nie chciał tracić użytecznego pionka, jakim był czarnowłosy.
- Nie, nie jesteście. – Warknęła na mężczyznę, po czym swój wzrok znów skierowała na Sai’a. – Wiem, Sai, że chcesz mieć rodzinę, ja sama ją straciłam….
- Nic nie wiesz! Ty masz brata! Pamiętasz rodziców! Ja jestem sam! Moja rodzina to tylko Danzo! – Wybuchł, wrzeszczał, a rękę zacisnął na nożu. Różowowłosa, chociaż te słowa ją bolały, stała niewzruszona.
- Już ci to mówiłam, Sai. – Jej głos był spokojny, tak bardzo nie pasujący do napiętej sytuacji. – Zaznałam miłości rodziców, a później ją straciłam. Jeszcze doskonale wiem, że przeze mnie. – Splotła ręce w „koszyczek”. – Dla mnie to było jak strącenie z nieba do piekła. Chociaż miałam brata i ciotkę, nie doceniałam tego, czułam się samotna. Tego dnia, w pożarze zginęła moja rodzina. Myślałam, że już do końca będę samotna i nie dopuszczałam do siebie jednej, bardzo ważnej, myśli. Sai, my mamy rodzinę. – Zobaczyła wahanie w jego oczach, położyła rękę na sercu i zrobiła niepewny krok w ich stronę. – Rozejrzyj się Sai. To właśnie nasza prawdziwa rodzina. Rodzina, która nas kocha i rozumie. Ja jestem twoją rodziną, Sasuke, Hinata, Naruto, Kiba, Ino jest twoją rodziną, my wszyscy. Nie potrzebujemy jakiegoś papierka adopcyjnego. Łączy nas o wiele więcej. Nie popełniaj moich błędów. Nie odtrącaj ludzi, których kochasz. Gdy cię poznałam, czułam, że możesz zrobić nam krzywdę, że jesteś zły. Udowodnij, że się myliłam. – Jego dłoń zaczęła drgać, by po chwili wypuścić nóż na ziemie. Z łzami lecącymi po policzkach opadł na kolana przy Ino, która mimo szoku, wtuliła jego głowę w brzuch.
-Przepraszam, przepraszam… - szeptał niczym mantrę, gdy blondynka tylko szeptała mu uspokajające słówka.  Haruno, widząc to, z nową rządzą mordu odwróciła się ku Danzo. Stał, z cynicznym uśmiechem.
- Jakaś ty podobna do Rin. – zacmokał. – Pod każdym względem. – wzdrygnęła się pod jego spojrzeniem.
- Nie masz prawa wypowiadać jej imienia. – Wycedziła przez zęby.
- Nie mam prawa? Ja nie mam prawa?! – Wrzasnął. – Ona powinna być moja! To ja ją znałem przed twoim ojcem, to ja pierwszy ją pokochałem! Ona powinna wybrać mnie! – Krzyczał, a Sakura najpewniej by się przewróciła, od natłoku myśli, gdyby nie ręka Shikamaru na ramieniu. – Jednak nie mogłem jej mieć! Bo wyszła za mąż i miała bachora. – Obrzucił pogardliwym spojrzeniem Nagato. – Jednak później narodziła się córeczka, tak podobna do niej. – Haruno otworzyła szeroko oczy, gdy domyśliła się powodu, dla którego ją wtedy porwał.
- Jesteś szalony. – Warknęła z pogardą.
- Tylko z miłości do twojej matki. – Podniósł ręce w geście poddania, chociaż Sakura doskonale wiedziała, że kpi z niej. Powoli sięgnęła zapięcia od medalionu jej mamy i go odpięła. Spojrzała na Nare, który stał z nią w ramię w ramię. Bez słowa podała mu łańcuszek. Czuła, jak ogarnia ją furia, żal i rozpacz. Niedługo straci panowanie, jednak teraz jej to nie przeszkadzało, w najmniejszym stopniu. – Ale czekaj, czekaj. Ten chłopak obok ciebie, to Shikamaru, prawda? Dawno się nie widzieliśmy. – Uśmiechnął się szyderczo i teraz to różowowłosa musiała go powstrzymywać. Gdy objęła go ręką, poczuła, że schudł. Jej sumienie boleśnie się odezwało.
- Stul pysk. – Warknął, w odpowiedzi dostał śmiech.
- Taki wojowniczy. – zaszydził, po czym spoważniał. – A teraz, Sakuro. Kilkanaście lat temu, Ren ukradł mi miłość, twoją matkę. Jednak pojawiłaś się ty, miałaś być moja. Ale słyszałem, że masz wybranka serca. Może mi powiesz kim on jest, jeśli oczywiście, jest tutaj.
- Nie ma go. – Odpowiedziała, niemal od razu, czego pożałowała. Doskonale wiedziała, że już się wydała, jednak postanowiła nadal grać. – Jesteś głupi, jeśli choć przez chwilę pomyślałeś, że cię do niego przyprowadzę. – Jedyna myśl, jaka jej krążyła po głowie, to by Sasuke w miarę możliwości był bezpieczny. Kątem oka spojrzała na Sai’a. Stał, wsparty o blondynkę. Przecież doskonale wiedział, kogo ona kocha. On, jakby wyczuwając jej spojrzenie, spojrzał jej w oczy. I wiedziała. Nie powiedział, nie zdradził.
- To ty jesteś głupia, jeśli myślisz, że ci uwierzę. – Danzo jednak nie jest głupi. – Ale spokojnie, lubię się bawić w kotka i myszkę. Chociaż to pewnie będzie krótka rozgrywka. – Przejechał wzrokiem po zebranych. Nikt się nie ruszył, wszyscy doskonale wiedzieli, że są na muszce. – W takim razie zaczynamy. – Złożył ręce jak do modlitwy i znów przejechał po wszystkich wzrokiem. Sasuke, w tej chwili, dziękował za umiejętność chowania emocji, bo gdyby nie to, to rzucił by się na mężczyznę. – Dobrze wiemy, że na naszym ostatnim spotkaniu dostałaś blizny, prawda? Jedna na głowie, bliżej potylicy. – Pomasował zbliżone miejsce na swojej. Haruno zesztywniała. Wiedziała do czego zmierzał, wiedziała jak to się może skończyć. – Jednak zarówno ta, jak i ta druga, do której zaraz wrócę, nie miały wpływu na twoje życie, prawda? Ponieważ obie są niewidoczne na pierwszy rzut oka. Pierwsza jest ukryta pod twoimi, wyjątkowymi, różowymi, włosami. Zrobiona przez przypadek. Jednak ta druga. – zacmokał. – To już nie był przypadek. Zaznaczyłem, co moje. – Zaczęła się trząść, wspomnienia z tamtego dnia zaczęły ją przytłaczać. Podeszła do niej Hinata i objęła opiekuńczo ramieniem. Zielone oczy spojrzały wdzięcznie w białe. – I tylko prawdziwy wybranek serca Sakury wie o nim. – Ciągnął niewzruszony stanem swojej ofiary. – Ale pewnie nie zwrócił na t szczególnej uwagi, przecież to wygląda jak znamię, które świetnie pasuje do twojego imienia, Sakuro. – Nie zdążył dokończyć zdania, jak rozwścieczony Sasuke rzucił się do przodu. Na szczęście Nara szybko zareagował, złapał chłopaka i nie puszczał, chociaż tamten się wyrywał.
- Puść mnie, kurwa! Zabije go! Po prostu go zajebie! – Wrzeszczał szarpiąc się z przyjacielem. Młoda Haruno widząc to, poczuła jak coś w niej pękło. Stanęła pewniej na nogach, co od razu wyczuła Hyuga, której ręce po chwili opadły wzdłuż ciała.
- Jesteś odrażający. – Zrobiła krok do przodu, a w głosie różowowłosej był namacalny wstręt do mężczyzny. – Chwalisz się, że zgwałciłeś dziecko. Małe dziecko! – Wrzasnęła. Zrobiła kolejny krok. – I żeby tego było mało, pozbawiłeś rodziny, a teraz chcesz pozbawić przyjaciół. Nie pozwolę ci na to, rozumiesz?! Już nigdy więcej nie zniszczysz mi życia Danzo! Nie pozwolę ci! – Nadal krzyczała, posuwając się na przód, aż w końcu stanęła tuż przed jego twarzą. On się nie odzywał, tylko patrzył w jej oczy. Była w nich wola walki, którą wydawała się stracić dawno temu. – Już nigdy nikogo mi nie zabierzesz. – Szepnęła, jednak przez akustyczność miejsca, wszyscy mogli to usłyszeć.
 Spojrzała przez ramie na wszystkich zebranych. Na swojego brata z dziewczyną, na pozostałych członków Akatsuki, na Take. Spojrzała wprost w oczy Sasuke. Poruszyła ustami, wierząc, że zrozumieją. Jedno, krótkie słowo. Przepraszam.
Zamknęła oczy i znów odwróciła twarz ku Danzo. Ścisnęła dłoń w pięść, którą następnie wyniosła do góry. Ziemia zaczęła się trząść, a Sasuke wykorzystał chwilę nieuwagi rówieśnika wyrywając się z jego uścisku i pobiegł w stronę Sakury, nie zważając na bryły betony, które spadały z wysokiego sufitu.
Po chwili nastąpił spokój.
- Wszyscy cali?! – Przez ciszę panującą w pomieszczeniu, przedrą się głos Jahiko. Kilka osób zakaszlało, jednak było to bardziej spowodowane pyłem, unoszącym się w powietrzu.
- Chyba tak. – Odkrzyknął Naruto, który przed chwilą znalazł Hinatę i pomógł jej wstać. Tak jak powiedział Uzumaki nikomu nic się nie stało, co spokojnie mogli stwierdzić gdy pył już w miarę opadł. Jednak, gdy dokładniej zaczęli śledzić sylwetki towarzyszy ich krew zmroziła jedna, bardzo niepokojąca informacja. Wszyscy spojrzeli na wielką kupę kamieni która tarasowała dalsze przejście.
- O-oni… - zaczął zszokowany Kiba.
- Tak. – Przerwał mu Sai. – Sakura i Sasuke, miejmy nadzieje, są po drugiej stronie.
--------------------------------------

 Oto jestem, po długiej przerwie z nowym rozdziałem. Nie wiem jak mi wyszedł, mam do niego mieszane uczucia, jednak mam nadzieje, że wam się spodoba <3
Bardzo serdecznie dziękuje, tym którzy skomentowali, bo to dzięki nim wena do mnie wróciła i wiara, że jednak umiem pisać. 
Do następnej, Alice :*