sobota, 12 września 2015

Rozdział 16

- Jesteś pewna, że chcesz iść sama? – Sasuke nie wyglądał na zachwyconego tym pomysłem.
- Musze, Sasuke, poradzę sobie sama. – Przechyliłam się przez samochód i go pocałowałam. Staliśmy przed moim blokiem. Odwiózł mnie po całonocnej rozmowie.  – Jak coś to zadzwonię. – Uśmiechnęłam się i wysiadłam. Jednak, kiedy tylko się odwróciłam, ruszając w stronę drzwi do klatki mój uśmiech znikł, a zastąpił go grymas zdenerwowania.
Z duszą na ramieniu weszłam na swoje piętro i stanęłam przed drzwiami. W myślach odliczyłam do trzech i otworzyłam je. Wszyscy byli. Shikamaru chodził w te i powrotem po mieszkaniu, Hinata razem z ciotką stały w kuchni i w milczeniu piły coś gorącego z kubków, a Nagato siedział przy stole i bawił się kluczami.
To Nara mnie pierwszy zauważył i pierwsze, co zrobił rzucił się na mnie i uściskał.
- Przepraszam, przepraszam. – Powtarzał to jak mantrę, a ja nawet nie wiedziałam, co się dzieje. Czemu ostatnio cały czas ktoś mnie przeprasza, płacze czy porywa?! Czy nie mogę mieć życia normalniej nastolatki?
Dobrze wiedzieli, że sobie przypomniałam. Sasuke do nich zadzwonił i, tu obciął, tam skrócił, historię tej nocy. Przez co wiedzieli, że koniec z tajemnicami.
Przynajmniej w tej kwestii.
- Usiądź. – Ciotka była biała jak ściana, ale i tak odsunęła mi krzesło. Nie ruszyłam się nawet o milimetr, nie chciałam siadać.
- Chce wyjaśnień. – Twardo stałam, nie miałam najmniejszego zamiaru się ruszać.
- Usiądź, a wszystkiego się dowiesz. – To Nagato, nadal siedział, ale było widać, że nie może stać. Zatem spełniłam ich prośbę. Usiadłam i czekałam na rozwój wydarzeń. Tsunade klęknęłam przede mną.
- Teraz zwrócę ci wszystkie wspomnienia, dobrze? – Spojrzałam na nią zdziwiona. – Nie chcę tego robić, ponieważ nie chcę abyś cierpiała jeszcze bardziej. Nie mniej zasługujesz na prawdę.
Przyłożyła swoje dłonie do moich skroni i zamknęła oczy, skupiając się. Poczułam ból głowy.
I naleciały.
Kolorowe, różne.
Raz chciało mi się płakać, za chwilę śmiać.
Wariowały niczym huragan.
Wspomnienia.
Przedszkole.
-Hej! Jestem Sakura.
- Shikamaru.
-Hi-Hinata.
Leciały mi przed oczami wspomnienia, wspólne chwile. Łzy zaczęły mi lecieć po policzkach. Jak oni musieli cierpieć. Byliśmy nierozerwalni. Byliśmy przyjaciółmi, a ja tak po prostu się ich wyparłam… Dlaczego, do cholery?! Co się stało?!
Przed i oczami przewijało się prawie całe przedszkole. Obraz stanął.
To była końcówka roku szkolnego, zaraz mieliśmy się przenieść do podstawówki.  Właśnie wychodziłam z Shikamaru z przedszkola. Stanęliśmy z boku, czekając na naszych rodziców. Nagle podjechał ciemny samochód wysiadł z niego facet. Ciemno włosy, w garniturze.
- Wujek Danzo? – No tak, to był Danzo. Był współpracownikiem mojego ojca, dość często przychodził na bankiety, na które szliśmy całą rodziną.
- Hej, Saki – uśmiechnął się, ale ten uśmiech budził tylko niepokój. – Twoja mama do mnie zadzwoniła, że nie może cię odebrać, bo coś jej wypadło i poprosiła o to mnie. – Nie ufałam mu, niby mówiłam wujek, ale nie lubiłam tego człowieka. Jednak teraz mu uwierzyłam, bo przecież mama go o to poprosiła.
- To pa, Shika, do jutra. – I uśmiechnięta wsiadłam na tylne siedzenie samochodu. Danzo tylko wsiadł za kółko.
Dosłownie, chwile po tym jak zniknęli za zakrętem, do Shikamaru podeszła czerwono włosa kobieta. Na szyi widniał srebrny łańcuszek z zielonym diamencikiem.
- Hej Shikamaru, gdzie Sakura? – Młody chłopak zbladł i z niedowierzaniem patrzył na matkę jego przyjaciółki. Łzy same zaczęły mu lecieć. – Shika…
- Po- pojechała… – przerwał jej, oczy Rin zrobiły się wielkie jak talerzyki deserowe. – Przyszedł jakiś Danzo i po-powiedział, że nie ma pani czasu i.. I… - nie dokończył zdania, ponieważ rzucił się w stronę, w jaką pojechał samochód. – Moja matka go złapała.
- Spokojnie, chłopcze! – Załzawiony wzrok błądził po wszystkim, byle nie spojrzeć na Haruno. – Spójrz na mnie! – Odrobinę podniosła głos, ale ją usłuchał. – A teraz pomyśl… - jej głos stawał się coraz bardziej łamliwy. – Pomyśl czy masz jakieś szczegóły samochodu… Proszę, pomyśl! – I we jej oczach zaczęły się zbierać łzy, martwiła się o córkę.
- Rejestracja… KG 55720 – Powiedział jak w transie. Rin od razu się poderwała i ruszyła do samochodu. – Chce z panią! – Chłopczyk złapał ją za bluzkę.
- Nie, czekaj na mamę. – Chciała ruszyć, ale nie pozwolił jej.
- Proszę! – Krzyknął i nadal stał jak osioł. A ona nie miała czasu.
- Chodź. – Ruszyli do samochodu, po drodze wysłała SMSa do mamy Nary, że zabiera jej syna i później wyjaśni.
Znów wszystko mi się zamazało. Ale nie zwracałam na to uwagi. Co… co się dzieje… zostałam… porwana?!
Przelatywały mi obrazy, kiedy zorientowałam się, że nie jedziemy w stronę domu. Jak zaczęłam panikować i wyrywać się, gdy wlókł mnie do starego magazynu. Jak dał mi w twarz po raz pierwszy. Z moich oczu lały się łzy, tej mnie ze wspomnienia i tej obecnej mnie. Nie mogłam się ruszyć, gdy to zaczął. Patrzyłam na gwałt. Gwałt na mały dziecku! Na mnie!
Słyszałam mój krzyk. Słyszałam wołanie o pomoc. Słyszałam wrzask rozpaczy.
I w momencie, gdy skończył. Gdy nałożył ze zwycięskim uśmiechem spodnie, gdy widziałam jego spermę, która się ze mnie wylewała. Poczułam obrzydzenie do samej siebie. Czułam się brudna, zhańbiona.
Kiedy spróbowałam wstać, uciekać, cokolwiek. Uderzył mnie w głowę. Siła uderzenia odrzuciła mnie i w skutek tego uderzyłam potylicą o kant jakiegoś drewnianego pudła.
Moja ręka automatycznie dotknęła znamienia, które rzekomo było po wypadku. To musi być po tym, ponieważ z głowy małej leje się krew.
- O nie, mała kurewko. To jeszcze nie koniec. – Sam jego głos przepełniał mnie obrzydzeniem. Złapał małą i przewrócił na brzuch, na nic się zdały krzyki, prośby, błagania, groźby. Znów to zrobił. Znów mnie zhańbił.
Czułam, że zaraz wyrzygam, serio.
Po drugim razie, gdy już definitywnie skończył, założył i zapiął spodnie, a ja leżałam jak szmaciana lalka bez życia. Wycelował we mnie broń.
- Fajna, byłaś. Ale niestety, muszę żyć dalej. – przeładował pistolet – A jakaś tam smarkula nie może mnie wsadzić do kicia. – Pociągnął za spust.
Kula stanęła w połowie drogi między mniejszą mną, a Danzo. Mała dziewczynka podniosła głowę, a w jej oczach była tylko rządza mordu. Znam to skądś, to moc przejęła panowanie. Najwyraźniej w ekstremalnych wypadkach gdzie atak fizyczny może nas zabić, przebudza się.
Mała ja sprawiła, że ten skurwiel odleciał na kilka metrów i nadal go trzymała w mocnym uścisku. Wykręciła mu nienaturalnie rękę, tak, że wrzeszczał z bólu.  Nagle pojawił się ogień. Zesztywniałam cała, dostałam ataku paniki. Nie chciałam widzieć tego. Nie chciałam widzieć czerwieni ognia.
Jednak moja młodsza wersja użyła go, aby wypalić mu prawe oko jak i rękę po tej samej stronie ciała. Chciała więcej, a ja już ledwo łapałam powietrze i ledwo stałam.  Nagle drzwi wywaliła jakaś jednostka policji. Nie zdążyli zauważyć, że okaleczenie Danzo było za sprawą tej dziewczynki, ponieważ gdy tylko drzwi minimalnie sie uchyliły ona upadła, jakby bez życia na ziemie.
Z jednostką wlecieli moi rodzice… i Shikamaru?! Zabrali go aż tutaj? Cała trójka doskoczyła do mnie, pochylając się.
- Boże, Sakura! – Moja mama zaczęła zalewać się łzami i płakać. Wszystko dookoła zaczęło drgać, naczynia pękać. Shikamaru płakał i przepraszał. A mój ojciec tylko klęczał przy mnie. Klęczał i zaciskał pięści. Po chwili wstał i spokojnie podszedł do Danzo, który nadal leżał na ziemi, otoczony policją. Ja widziałam. Oczy taty nie były jego. Był inne. Nawet z różowymi włosami, budził strach. Gdy stał nad tym mężczyzną, wybuchł. Zaczął go kopać i okładać pięściami, policja próbowała go odciągnąć, jednak to nie było takie łatwe. Patrzyłam na to z niedowierzaniem. Mój ojciec zawsze rozwiązywał rzeczy pokojowo. Nigdy nie krzyczał, a oczy miał przyjazne. A teraz. Wrzeszczy, płacze, same jego spojrzenie zapija i w kółko wali głową Danzo o ziemie, nie przejmując się, że kilku policjantów usiłują go odciągnąć.
Wspomnienia zaczęły lecieć. Leżałam dwa tygodnie w śpiączce. Jak się obudziłam, prześladował mnie w koszmarach. Wydarzenia z magazynu odtwarzały się, co noc, w mojej głowie. Dlatego ciotka mi usunęła pamięć. Żebym żyła normalnie…

Otworzyłam oczy. Miałam mokre policzki i spuchnięte oczy. Wszyscy stali, tak jak przed seansem. Spojrzałam na zegarek i zmarszczyłam brwi. Z tego, co widzę przegląd wspomnień trwał z dwie minuty. Jak?
- Tobie się wydaje, że przeżywasz czas, w jakim to rzeczywiście trwało. A AK naprawdę to chwila. – Ciotka wstała i usiadła na najbliższym krześle.
- Też masz moce? – Mój głos był zachrypnięty, jakbym płakała długie godziny.
- Tak, jednak inne niż Rin miała. – Kiwnęłam głową, więcej na razie nie potrzebowałam. Musiałam sobie wszystko poukładać. Wstałam i ruszyłam do wyjścia.
- Musze pomyśleć. SAMA. – Specjalnie zaakcentowałam ostatnie słowo. Chciałam się zamknąć na świat, na wszystko.
Przechodziłam ulicami, jednak nie widziałam ludzi. Oni mnie mijali, ja nawet na to nie zwracałam uwagi. Nawet nie wiedziałam gdzie idę. I tak, nim się spostrzegłam było ciemno. Jednak jakoś mnie to nie obchodziło. Telefon miałam dawno wyłączony. Chyba po dwunastym telefonie Hinaty. Ale nie jestem pewna.
Usiadłam na huśtawce na opustoszałym placu zabaw. Patrzyłam na księżyc, ale go nie widziałam. Wpadłam w jakiś dziwny stan wegetacji.
- Sakura? – Odwróciłam się na dźwięk mojego imienia. Za mną stał Sai i patrzył na mnie zdziwiony. – Nie żeby coś, ale czy to bezpieczne, żebyś teraz tutaj siedziała sama? Podczas gdy niedawno cię porwali? – Niby zmieniłam o nim zdanie, jednak nadal coś mi w nim nie pasowało.
- Musiałam pomyśleć. – Ucięłam. I znów się od niego odwróciłam.
- Czyli znów jestem w niełasce. – Mruknął siadając na huśtawce obok. Spojrzałam na niego nie ruszając głową, podpierałam ją o łańcuchy trzymające siedzisko.
- Nie, to nie tak. – Wyjaśniłam spokojniej. – Nic do ciebie nie mam, po prostu mam mętlik w głowie. – Mruknęłam i zamknęłam oczy. Widok tego skurwysyna, tego całego gwałtu mnie prześladował. Znów.
- Może pomogę? – Spojrzał na mnie, a ja na niego. Jego ocz były puste. Kompletnie były czarnymi kamieniami.
- Nie pomożesz. Myślę, że jedyni, którzy mogliby mi pomóc to moi rodzice. – Mam do nich tyle pytań. A doskonale wiem, że nigdy nie uzyskam odpowiedzi.
- To, czemu z nimi nie rozmawiasz tylko włóczysz się po mieście?
- Nie żyją.
- Och – Doprawdy Sai? Tylko tyle? – To jest coś, co nas łączy. – Podniosłam głowę i spojrzałam się na niego, po raz kolejny, domagając się odpowiedzi. – Nie mam rodziców. Nawet ich nie pamiętam. Wychowałem się w sierocińcu. – Położyłam mu rękę na ramieniu. Nie w geście pocieszenia. Tylko w geście przeprosin. Do tej pory miałam go za dupka, z pełną rodziną, bez zmartwień. A okazuje się inaczej. I właśnie za to go przepraszam za mój błąd.
W momencie, gdy go dotknęłam poczułam ból. To nie był mój ból. To było jego cierpienie, które tłumi. On ma uczucia, tylko tak głęboko skryte jakby zniknęły.
- Moi umarli w pożarze. – Mruknęłam. – Mi było o tyle gorzej to zaakceptować, bo byłam w podstawówce i zaznałam ich ciepła. A potem zniknęli… i zrobiło się zimno. – Wzrok miałam utkwiony przed siebie.
- Ale chyba masz brata, prawda? – Kiwnęłam machinalnie głową. – Też miałem. – Słuchałam go, słuchałam go zawzięcie, ale nie patrzyłam. – Nie był moim rodzonym bratem. Po prostu byliśmy ze sobą tak bardzo blisko, jak bracia. Ale on umarł, zostawił mnie. – Nie wytrzymałam. Wstałam, podeszłam do niego i przytuliłam. Twarz miał na wysokości mojego brzucha. Trudno mi było znieść dotyk, ale musiałam. Czułam, że muszę to zrobić.
- Jak zmarł?
- Białaczka. – Nie wiedział, o co mi chodzi, ale ja czułam. Czułam jego ból.
- Dobrze - mój głos był łagodny, jakbym mówiła do dziecka. – A teraz płacz. – Zesztywniał. – No płacz, krzycz, przeklinaj. Czuje to Sai. Daj upust temu bólu… - jego uścisk wzmocnił się i poczułam łzy na mojej koszulce.
- Cholera. – Mruknął i zaczął płakać, jak mały, zagubiony chłopiec, który nie wie, co zrobić. A ja tylko stałam i głaskałam go po plecach patrząc w gwiazdy, ponieważ właśnie teraz znalazłam odpowiedź na jedno, z dręczących mnie pytań.
~*~
Cicho zamknęłam za sobą drzwi i odłożyłam bluzę Sai’a na bok. Po tym jak się wypłakał odprowadził mnie, a że zrobiło się chłodno to pożyczył bluzę. Ciocia i Hinata spały, z czego granatowowłosa leżała na kanapie. Nagato nie było, a Shikamaru siedział przy stole, do mnie tyłem. Dźwięk zamka zwrócił jego uwagę i spojrzał na mnie. Już chciał wstawać, ale powstrzymałam go ruchem ręki, a po chwili ja sama siedziałam na jego kolanach.  On jakby na to czekając zamknął mnie w niedźwiedzim uścisku i wdychał moje włosy. Dlaczego wzdrygam się na samą myśl dotyku kogokolwiek, a teraz mi nie przeszkadza? Już wiem. Bo po gwałcie, po dotyku, który sprawiał mi ból, pierwsze, co czułam to jego, gładki i czuły dotyk. On mi się nigdy nie będzie kojarzył z krzywdą.
- Prze…
- Nie masz, za co przepraszać pacanie. – Przerwałam mu, wygodniej się usadzając. – To nie jest twoja wina w najmniejszym stopniu.
- Jak nie mogę przeprosić to będę błagać. – Mruknął. – Błagam cię Sakura, już nigdy więcej nam tego nie rób. Nigdy o nas nie zapominaj. Nie zniosę tego po raz kolejny. A teraz proszę, płacz i krzycz, wiem, że właśnie na to masz ochotę.
I pękłam. Płakałam. Płakałam dokładnie, tak samo jak Sai. Płakałam jak dziecko, które zgubiło drogę do domu. Dziecko, które ma dużo pytań, a tak mało odpowiedzi.
--------------------------------------------------------------------------------------------------------
Skończone! Dzisiaj znalazłam trochę czasu i oto jestem z nowym rozdziałem! Fakt, to nie tylko wina szkoły z brakiem nowej notki. Bardziej brak komputera i brak komentarzy po poprzednim rozdziałem mnie trochę bardzo zdołował, ale cóż! Rozdział jest, od serca. 
Niedługo ta historia będzie zakończona, nie wiem ile jeszcz edokładnie, ale wiem, że zmierza ku końcowi. 
Zatem, mam nadzieję, że wam się spodoba <3 Liczę na opinie w komentarzach. 
Do następnej, 
Całuję Alice
P.S Nadal można dać kontakt <3