sobota, 28 listopada 2015

Rozdział 17

Wraz z Shikamaru i Hinatą przekroczyła bramę szkoły i ruszyła do wejścia. Po wczorajszych przeżyciach nadal miała mętlik w głowie, ale stwierdziła, że tak przynajmniej zajmie swoje myśli. Cała trójka weszła do budynku szkolnego i przemierzała korytarze, zmierzając do klasy, gdzie miały odbyć się pierwsze zajęcia tego dnia. Po drodze przyłączyła się do nich Temari poklepując ją po ramieniu. Sakura dobrze wiedziała, że wie. Wbrew wielu kłótniom, Shikamaru nie miał przed nią tajemnic. Jednak z każdym krokiem coraz trudniej było jej przeć do przodu, bała się spotkania z Sasuke. Jego rąk, jego dotyku. Czyjegokolwiek dotyku.
- Sakura! – Jej modły nie zostały jednak wysłuchane i chłopak czekał na nią i gdy tylko ją zobaczył zawołał. Nie pozwolił, aby to ona doszła do niego, tylko sam ruszył w ich stronę. Nara, widząc spięcie różowowłosej, stanął między nią, a chłopakiem. – Sakura? – Nie patrzyła mu w oczy, nie potrafiła. – Shikamaru odsuń się. – Jego warknięcie odbiegało od czułego tonu, którego użył w stosunku do niej.
- Odsuń się – mruknęła, kładąc mu rękę na ramieniu. Nara trochę się rozluźnił i zrobił przejście. – Dziękuje. – Zbliżyła się do Uchihy i spojrzała mu w oczy. Zabolało, kiedy zobaczyła w nich zawód.
- Czemu nie zadzwoniłaś? – Mówił cicho, jakby nie chciałby inni ich usłyszeli.
- Nie miałam do tego głowy. – Ona mówiła jeszcze ciszej.
- Wybrałaś jego? – Ból, jaki przeszedł jej pierś był nie do opisania. On ci nie ufa…
- Jak możesz? – Spojrzała na niego urażonym wzrokiem i chyba zrozumiał, że to było niewłaściwe. Opadły mu ramiona.
- To, co się dzieje?
- Nic, co powinno się interesować. – Znów się zamykała, czuła to. Dobrze znała to uczucie. Za plecami Uchihy mignęły jej czarne, krótkie włosy. – Sai, poczekaj. – Podniosła trochę głos, by mógł ją usłyszeć pomimo szkolnej wrzawy. Ominęła Sasuke i wyjęła z plecaka papierową torbę. – Dziękuje za bluzę. – On tylko odpowiedział jej sztucznym uśmiechem.
- Nie ma sprawy. – I odszedł, jakby spłoszony. Odwróciła się i zobaczyła to, czego się spodziewała. Rozłoszczonego Uchihe.
- Wczoraj go spotkałam, nie bądź zazdrosny. – Już teraz czuła jak się oddala, a nie chciała wracać do dziwnego stanu wegetacji, w którym żyła wystarczająco długo. – Nie chcę się kłócić. – Mruknęła tylko i ruszyła do Sali.
I tak minął cały dzień, dwa, i w końcu znów była niedziela. Całe sześć dni unikania Sasuke. Niby byli razem, ale osobno. Zwykle była blisko Hinaty lub Shikamaru, przy nich czuła się spokojnie, czasem z Temari. Jednak ani razu nie pozwoliła się dotknąć dalej niż ręki. Nie mogła przełamać tej blokady. Niby to tylko sześć dni jednak dużo zmieniły w jej życiu. Najważniejszym punktem był Sai. Nawet teraz, siedząc na podłodze i pakując się do dużej sportowej torby ta sytuacja nadal była żywa w jej głowie….
Siedzieli podczas przerwy na patio i łapali ostatnie promyki słońca. Zbliżała się zima i tylko czekać aż zacznie padać śnieg i nie będzie można wytrzymać bez dziesięciu warstw ubioru.
Kiba sprzeczał się o coś z Ino i Naruto, a Hinata nieśmiało próbowała coś wtrącić. Shikamaru wylegiwał się na kolanach Temari, jednocześnie rozmawiając z Sakurą i Sasuke. Oni, trzymali się za ręce. Właśnie w takich chwilach różowowłosa czuła się najlepiej, jakby czarna plama na jej przeszłości nie miała miejsca. Po prostu było dobrze.
Do czasu.
Pierwsza zauważyła go Ino. Szedł samotnie. Od czasu jej porwania nie zbliżał się za bardzo do nich.
-Hej, Sai! – Blondynka pomachała mu i przywołała gestem dłoni. Gdy czarnowłosy się zbliżył, zielonooka poczuła, że Uchiha się spina.
- Hej wszystkim. – Na jego ustach widniał wymuszony uśmiech, a jego skóra była bledsza niż zapamiętała.
- Co tak się do nas nie odzywasz?! – Kiba chyba już zapomniał o prowadzonej dyskusji i obrócił się całym ciałem do nowoprzybyłego.
- Po prostu mam dużo na głowie, wiecie, sprawy adopcyjne trochę pochłaniają. – Spojrzeli na niego zszokowani.
- Adopcyjne? – Spytała różowowłosa. – Nic nie mówiłeś, że cię adoptują. – Na jej ustach pojawił się uśmiech. – Gratuluję! – Jej szczęśliwy uśmiech kilka osób pocieszył, ale na pewno nie jej chłopaka. Znaczy, cieszył się, że się uśmiecha, ale nie, do kogo ten uśmiech kieruje, zwłaszcza do niego.
- Jesteś sierotą? – Zimny, przesiąknięty jadem głos przedarł się przez dobre samopoczucie Sakury. Spojrzała zszokowana na Sasuke i puściła jego rękę.
- Czemu to powiedziałeś jak obelgę? – Ona sama nią była, tylko miała szczęście w postaci ciotki. Inaczej sama trafiłaby do sierocińca. I teraz, kiedy patrzyła na jego dezorientacje w jej głowie pojawił się plan. Plan, który kosztował ją bardzo dużo siły. – Tacy jesteście? – Wstała i spojrzała na wszystkich oskarżycielskim wzrokiem. – Właśnie tacy? Jak ktoś jest w sierocińcu jest „be”?
- Sakura, to nie tak…. – Ino próbowała się wtrącić, ale uciszyła ją machnięciem ręki.
- Nie no, oczywiście. A jakbym ja nie miała Tsunade? To, co? – Ledwo, co powstrzymywała gniewny wzrok. Myślała o wszystkim, tylko nie o spojrzeniu Naruto.
- Sakurka…, o czym ty mówisz? – Jego ton, spojrzenie niebieskich oczu, prawie ją złamało. Prawie.
- O tym, że mam dość tego słodkiego towarzystwa. – Jej serce pękło. – Wkurza mnie to, irytujecie. Niby tacy przyjaciele, a tak naprawdę zadajecie się ze mną tylko po to, aby podwyższyć swoje ego. Mam dość tego pozerstwa. – Patrzyli na nią zszokowani, a ona już widziała. Widziała tą zadrę na przyjaźni. To, co ją zniszczy.
- Co ty pieprzysz? – Spojrzałam we wściekłe oczy Temari.
- Co? A mam wam przypomnieć, że olaliście mnie, gdy pojawił się Sai?! – Wiedziała, że gra nieczysto jednak musiała. – Gdzie wtedy byliście?! – Spojrzała na nich po raz ostatni i odwróciła się na pięcie. – Mam dość milczenia i przytakiwania, że wszystko w porządku, gdy nie jest. – I odeszła.”
Do końca tygodnia ich unikała, albo była dla nich chamska. Każdego dnia coraz bardziej nadszarpywała ich przyjaźń. Z Sasuke w ogóle się nie widziała. W sumie cały czas była przy Sai ’u.
Ze wspomnień wyrwał ja dźwięk pukania. Zmarszczyła brwi. Tsunade by nie pukała, tak samo jak Nagato, a nikogo innego się nie spodziewała. Wstała z ziemi i je otworzyła.
- Hinata? – Można było się jej spodziewać.
- Hej Saki, mogę wejść? – Odsunęła się z przejścia i ją wpuściła. Hyuga nie wyglądała za dobrze. Miała wory pod oczami z zapuchnięte oczy.
- O co chodzi? – Oparła się biodrem o blat i czekała na jej pierwsze słowa.
- Sasuke prosił, abym z tobą porozmawiała… - I to był początek końca…
~*~
Przemierzała wściekła alejki w parku, zmierzając do starego drzewa wiśni, miejsca jej i Sasuke. Chłopak już tam na nią czekał.
- Co ty odwalasz?! – Nawet do niego nie podeszła, a już zaczęła krzyczeć. – Nie masz na tyle odwagi, aby samemu ze mną porozmawiać i wysyłasz Hinatę?! Gdzie zgubiłeś jaja?! – Była wściekła. Wściekła i rozżalona.
- No wiesz, przepraszam, że mnie unikasz. – On wcale nie był w lepszym stanie. – A no i jeszcze wiem, że jakbym przyszedł do ciebie, a ty byś była z Sai’em to bym go zabił, a tego chyba oboje nie chcemy,
- Ja się z nim przyjaźnie. – Warknęła na obronę. Miał nienawidzić jej, nie Sai’a. –To ty coś sobie insynuujesz w tej swojej łepetynie. – Boli ją serce, ponieważ doskonale wie, co się zaraz stanie.
- O! Przepraszam, że martwię się o dziewczynę, która z dnia na dzień zaczyna mnie unikać i spotykać z innym chłopakiem. A może jego też znasz z przedszkola i może jego kochasz?! – Jego krzyk frustracji podał jej jak na tacy pomysł, coś, co zrani, ale i odstraszy go od niej.
- Jego nie kocham… - Nagle się uspokoiła, co tylko go zaniepokoiło. – Ale ciebie też nie. – W tym momencie nie wiedziała, komu bardziej łamie serce, sobie czy jemu. – U mnie w przedszkolu był chłopczyk. Tal jak ty miał ciemne oczy i włosy. To jego kochałam, zrozum było moją pierwszą miłością, która dobrze się nie skończyła, bo miałam wypadek. – Walczyła z łzami napływającymi jej do oczu. Musi być silna. – I myślę, że to, dlatego się tobą zainteresowałam. Bo jesteś do niego podobny. – Widziała, jak w jego oczach maluje się odraza.
- Wiedziałaś o tym i nie powiedziałaś? – Jego głos był bezuczuciowy. Jakby wyłączył serce.
- Myślałam, że cię pokocham, a później nie miałam odwagi. – Mroźny wiatr zawiał im w plecy, jednak nie, dlatego było jej przeraźliwie zimno. Sprawił to jego głos.
- No to chyba już wszystko wiadome. – W jego spojrzeniu widziała jeszcze cień nadziei, który musiała zgasić.
-Tak, to koniec. – NIE NIE NIE NIE! W jej głowie aż wrzało. Jak tylko zaczęła to zdanie chciała krzyczeć, że to nieprawda. Że go kocha, że nie chce go opuszczać, że jest jej potrzebny jak tlen. Jednak nie zdążyła.
Wszystko działo się w ułamku chwili.
Jakieś dzieciaki, za plecami Sasuke, chciały zapalić papierosy zapałką, ale upuściły ją i podpaliła się trawa.
- Nie! – W momencie, gdy zapałka dotknęła ziemi, trawa i liście zapaliły się, tworząc małe, niegroźne ognisko. Tylko, tyle wystarczyło by różowowłosa w ataku paniki gwałtownie wtuliła się w czarnookiego, a ten, nie będąc na to przygotowany poleciał na ziemię. Po jej policzkach lały się łzy, nie mogła oddychać. Ogień, ogień! Czerwień ognia… Nie mogła tam spojrzeć. Leżała na chłopaku i trzęsła się przerażona, niezdolna do żadnego ruchu. Jak przez mgłę słyszała warknięcia Sasuke, aby je szybko zgasili. Czuła, niby przez grubą szybę, jak głaszczę ją po głowie.
- Ciii… Już po wszystkim. – Odważyła się na niego spojrzeć. I wiedziała, że jest zgubiona. Jej racjonalna część została stłumiona, dlatego teraz leżała na klatce piersiowej Uchihy i całowała go zachłannie. Tydzień, tylko tyle wystarczył by tak się stęsknić za smakiem jego ust. Czuła jak wyrywa się z otępienia. Zszokowana odkryła, że nawet z umysłem na pełnych obrotach nie boi się jego dotyku, a nawet więcej. Ona go pragnie. Jednak rozum musiał zwyciężyć, ponieważ cel był tego wart. Jego bezpieczeństwo.
W jednej chwili oderwała się od niego i nawet nie patrząc mu w oczy wstała.
- Cierpisz na pirofobie? – On także wstał. Czekał na jej ruch.
- To już nie twój interes. – I odeszła, zostawiając go osłupionego, z jednoznacznym sygnałem, że to już naprawdę koniec.
- Sakura! – krzyknął, gdy wyrwał się z osłupienia, a ona była już kilkadziesiąt metrów od niego.
 Jak się obejrzy, pobiegnę. Jak nie, dam jej odejść- obiecywał sobie.
W jego głowie, jak mantra, pobrzmiewały błagania, prośby i skamlenia ODWRÓĆ SIĘ.
Nie odwróciła się, nawet nie przystanęła.
Tylko, dlatego, bo wiedziała, że jak przystanie, to nie wytrzyma i pobiegnie do niego. Nie odwróciła się, bo nie chciała, by widział wyraz załamania i jej strumieni łez na policzkach.
~*~
Wkurzało go dosłownie wszystko. Od budzika, który nieznośnie dzwonił, by go obudzić, po za zimną, wodę w prysznicu.
Wkurzało go wesołe ćwierkani mamy, pomruki ojca i docinki Itachi’ego. Wkurzały go nawet źle ułożone jajka na talerzu.  Śniadanie zjadł, nic się nie odzywając. Tak samo wstał i ruszył do wyjścia. Poczuł rękę na ramieniu.
- Podwiozę cię. – Nie miał najmniejszej ochoty na jakąkolwiek rozmowę, więc tylko kiwnął głową, założył buty i bez słowa opuścił dom. Przeszedł szybko do samochodu, trzaskając drzwiami.
Wkurzało go także guzdranie brata. Kiedy w końcu wsiadł do samochodu jeszcze z czegoś się chichrał, co także go wkurzało. Nie opuszczał wzroku z drogi przed nimi. Chciał jak najszybciej stąd wysiąść, jednak z drugiej strony nie chciał do szkoły. Bo tam była ona.
Gdy Itachi włączył radio i zaczął fałszować, nadszedł kres jego cierpliwości. Wyłączył radio, chociaż miał ochotę nim rzucić.
-Co jest, braciszku? – Spojrzał na niego badawczo. – Czyżby problemy w wiśniowym raju?
- Nie ma żadnego raju. – Odwarknął jeszcze bardziej rozjuszony.
- Nie no, przecież Sakura znaczy…
- Nie ma już Sakury, okej?! – Odwrócił się od niego na tyle, ile pozwalają mu pasy.
- Co? – Radość kierowcy wyparowała w ułamku sekundy. – Kto, jak….
- Nie chcę o tym… - zaczął, jednak niedane mu było skończyć.
- A ja chce wiedzieć. Mów. – Zawsze tak było, chyba nie miał wyjścia. W obecnej chwili chciał mieć tylko święty spokój.
- To… było dziwne. Jednak wszystko wyszło od niej. No… ogólnie ona zerwała. – Zaciskał pięści na pasie. Bolało go to. Bolało, że ona tak naprawdę w ogóle go nie kochała.
- Ona… Sasuke, spójrz na mnie. – Machinalnie to zrobił i teraz patrzył w czarne oczy brata, w których błyskała pewność. – Na pewno miała powód, wierz mi. Znam ją. – I już się nie odzywając dojechali do szkoły.
Plątał się przed wejściem, dopóki nie zadzwonił dzwonek na lekcje. Potem miało opory by wejść do klasy, ale także to przełamał.
Różowowłosej nie było przez pierwszą, drugą i kolejne lekcje. Aż nadeszła przerwa po biologii, na której nie było, o dziwo, Tsunade. Hinata gdzieś zniknęła na samym jej początku, a teraz, pod koniec, wleciała do Sali i niczym się nie przejmując wtuliła się w zszokowanego Naruto.
- Hinata? – Blondyn nie wiedział, co zrobić z rękoma, a czerwień policzków kontrastowała z jego błękitnymi oczami.
- Wczoraj pokłóciłam się z Sakurą. Zaczęła, ledwo słyszalnie, wyjaśniać. – Chciałam ją dzisiaj przeprosić. Ale…ale jej nie było… a potem nieobecność Tsunade. – Wzmocniła uścisk, a ręce Uzumakiego spoczęły na jej biodrach. – Rozmawiałam z Nagato… - przystanęła na moment, zbierając myśli.

- Sakura wyjechała. – I nagle cały świat czarnowłosego się zawalił.
---------------------------------------------------------------------------------
JESTEM! WRÓCIŁAM. 
Przepraszam,że dopiero teraz, ale komputer mi nie chciał wczoraj działać, a musiałam wyjść. W każdym bądź razie, jestem i zamierzam pisać dalej. Jednak niedługo już kończę tą historię i myślę na nowym opowiadaniem SS lub autorskim, wybór pozostawiam wam <3
 Zatem zapraszam do czytania i komentowania...
Kocham Alice :*

niedziela, 22 listopada 2015

Kochani?

Siemka, to ja.... O ile ktoś tu jeszcze zagląda... ZAPOWIADAM POWRÓT!
Najnowszy rozdział się pisze z kartek, więc powinien być jeszcze w tym tygodniu. Jak chcecie być na bieżąco zapraszam na fanpage na fb!
LINK

TYLKO, ŻE: Jak do końca tygodnia nie nazbiera się więcej niż 15 lajków to fp zostanie usunięty, ponieważ nie widzę sensu by trzymać nie potrzebnie miejsce...
KOCHAM Alice